Życie toczy się „na mieście”

IMG_2780Kiedyś myślałam, że w godzinach 9-17 przybytki typu kawiarnie, śniadaniownie, restauracje świecą pustkami, bo pracownicy są w firmach, studenci na uczelniach itd. Nic bardziej mylnego. Od kiedy sama poruszam się w tych godzinach po Warszawie widzę, że te miejsca tętnią życiem. Niektóre są tak oblegane, że trudno znaleźć wolny stolik. Co jest przedmiotem spotkań w tych miejscach? Najczęściej biznes, praca, sprawy zawodowe (wiem, bo można sporo usłyszeć siedząc przy stoliku obok). Czasem są to spotkania, na których ktoś komuś coś prezentuje, czasem takie, żeby coś uzgodnić, podtrzymać kontakt. Jest także wiele pojedyńczych osób, które siedzą przy stoliku samotnie ze swoim laptopem/tabletem i kawą i podłączone do free wi-fi pracują, tworzą dokumenty, przeglądają pocztę, przy czym cały ten kawiarniany zgiełk zupełnie im nie przeszkadza. Jakby siedzieli w małych „bąblach”, albo polach siłowych.

Pole siłowe nieprzypadkowo przyszło mi do głowy, bo może właśnie to bycie z innymi ludźmi, uczestniczenie w czymś z nimi, nawet jeśli to jest tylko wspólne bycie w tym samym miejscu i czasie, daje siłę, aby się zmobilizować („człowiek istotą społeczną”).
I może w domu jest czasem spokojniej i wygodniej, ale za to w kawiarni nie ma ciągłych pokus do np. kursów między biurkiem a lodówką, albo do oglądania TV czy też filmów lub czytania książek, do głaskania kota lub psa, do robienia sobie herbatki, do przekładania rzeczy z prawa na lewo, do rozmawiania o sprawach błahych, do myślenia o niebieskich migdałach, do zajmowania się czymkolwiek, tylko nie tym co jest na liście do zrobienia.