Samodzielność drogą do samotności…

Tak podobno skwitował odmowę pomocy ze strony atrakcyjnej młodej turystki pan, który chciał jej pomóc nieść plecak. Przypomniało mi się to właśnie dzisiaj, kiedy moi znajomi trenerzy, którzy przyznali, że rozważali współpracę, ale nie zwrócili się do mnie, bo stwarzam wrażenie osoby, która ze wszystkim sobie świetnie radzi, ma wspaniale poukładane i oferowanie jej wsparcia mogłoby wyglądać jak wtrącanie się „między wódkę a zakąskę”. Wtedy dotarło do mnie, że już kiedyś to słyszałam, chociaż w wersji „language” jako „you look so self-sufficient” i szybko o tym zapomniałam, zgodnie z zasadą, że jeśli ktoś ci powie, że jesteś koniem, możesz to zignorować. Tylko, że dalsza część tej złotej myśli brzmi „jeśli jednak usłyszysz to od pięciu osób – kup sobie siodło”. Więc z jednej strony świat mówi nam „umiesz liczyć licz na siebie”, więc robimy wszystko, by być maksymalnie samowystarczalni.  Tymczasem z drugiej strony, żyjąc w społeczeństwie, absolutnie samowystarczalni być nie możemy, a udawanie, że tak jest doprowadzi do tego, że będziemy bardzo samotni. Proszenie o pomoc i wsparcie, kiedy tego potrzebujemy to bardzo ważna lekcja, którą trzeba opanować na naszej ścieżce rozwoju. Dla niektórych będzie to łatwe, dla innych – w tym dla mnie – piekielnie trudne, szczególnie, że pojawia się jeszcze motyw, aby „nie zawracać ludziom głowy” – zupełnie w poprzek obecnym trendom stawiającym networking na piedestale. Myślę, że to ważne dla każdego z nas jako człowieka, ale szczególnie dla tych, którzy chcą być przywódcami, albo po prostu dobrymi menedżerami – nie zrobicie wszystkiego sami. Po prostu się nie da. Jako liderzy, menedżerowie jesteście zobowiązani dostarczać wyniki POPRZEZ wasze zespoły. To jest najlepszy sposób, sprawiający, że ludzie będą naprawdę zaangażowani i wezmą na siebie odpowiedzialność za rezultaty. W trakcie swojej zawodowej kariery miałam okazję zaobserwować co się stało, kiedy menedżer uznał, że on sam najlepiej rozumie, co jest do zrobienia, że sam potrafi zaprojektować niezbędne zmiany  oraz je wdrożyć. Bez zbędnych konsultacji, angażowania pracowników i całej tej uciążliwej procedury bottom-up. No cóż, okazało się, że część zmian jakoś nie może wejść w życie, wdrożenie innych idzie bardzo opornie, jeśli już coś wdrożono, to szybko okazywało się, że nie dopięto wielu szczegółów organizacyjnych i pojawiły się utrudnienia w realizacji ważnych procesów, z części zmian szybko się wycofano. Do tego niektóre osoby z zespołu odeszły do firm, gdzie mogły mięć większy wpływ na to co się dzieje, a morale tych, którzy zostali było bardzo niskie. Nikt nie czuł się doceniony, ani nawet potrzebny. A ludzie potrzebują czuć się potrzebni! Menedżerowie, liderzy – pomyślcie o tym :). Dajcie ludziom popracować. Włączcie ich w fazę analizy problemu i projektowania rozwiązań. Nie wierzcie, że sytuację w firmie uzdrowią superprofesjonalni konsultanci z „wielkiej czwórki”. Oni pojawią się, zrobią nawet bardzo dobrą analizę, dadzą świetne rekomendacje, a potem znikną. A problemy zostaną. A wracając do mnie, aby już nie było niejasności, pozwolę sobie na taką jawną deklarację: jeśli czytasz ten wpis, wiedz, że jestem otwarta na Ciebie, Twoje pomysły, naszą potencjalną współpracę lub na to, że polecisz mnie komuś, kto szuka wsparcia w obszarach, na których się znam.