Zrób to za mnie!

2008 07 05-18 Francja z Kiedr 1429Podczas pracy w korporacjach wielokrotnie miałam okazję zetknąć się z opiniami pracowników na temat zewnętrznych konsultantów, którzy pojawiali się w firmach przy okazji różnych projektów. Były one mniej więcej takie: „Konsultant powie ci to co już wiesz i zostawi cię z całym bajzlem, abyś własnoręcznie się z nim uporał”. Niezbyt pochlebne i subiektywne, ale krąży.

Patrząc na usługi konsultingowe oraz coachingowe jako usługodawca zaczęłam się zastanawiać jaka potrzeba kryje się za tego typu myśleniem i opiniami.  Może to tęsknota za Superbohaterem, z nadprzyrodzonymi mocami, który w magiczny sposób pojawi się i rozwiąże za nas wszystkie nasze problemy? Podczas gdy my będziemy stać sobie z boku i się przyglądać, ewentualnie podrzucając od czasu do czasu jakąś światłą radę.

Pracowaliśmy kiedyś na sesji coachingowej z menedżerami wysokiego szczebla, którzy poprosili o wsparcie, by uporać się z ważnym dla nich problemem w firmie. Szybko się okazało, że klienci liczą na to, że zbierzemy informacje, przeanalizujemy, wymyślimy rozwiązanie, a następnie je wdrożymy. Jaką rolę zostawili dla siebie? Potencjalne wsparcie, gdyby przypadkiem udało nam się wypracować coś sensownego. Brzmiało to jakoś tak: „I jeśli Państwu się uda, to my jesteśmy za tym w całej rozciągłości”. Co w wolnym tłumaczeniu mogłoby brzmieć następująco: „I mam nadzieję, że weźmiecie na siebie całą odpowiedzialność, a my się zaangażujemy, kiedy okaże się, że jest sukces”.

No niestety, życie nie jest takie proste (a może właśnie bardzo dobrze, że nie jest) i trzeba samemu zakasać rękawy. Im więcej się nad takim problemem klient napracuje, tym lepiej dla niego, bo więcej się nauczy i zrozumie. Żadna obserwacja kogoś przy pracy nie da nam tyle, co samodzielne jej wykonanie. Oczywiście strefa komfortu odjeżdża wtedy w siną dal i stąd pewnie ta nadzieja, że to coach (konsultant) zrobi całą pracę za mnie, a ja się nie narażę na krytykę, nie popełnię błędu, nie ośmieszę. Trochę to nielogiczne, ale psychologiczne (jak by powiedział mój kolega-coach Zbyszek). Chcemy jechać na rowerze, ale nie zaliczyć żadnego upadku (skąd ja to znam?). Kłania się zamiłowanie do perfekcjonizmu, który niestety często tłamsi naszą kreatywność, otwartość na próbowanie nowych rzeczy i uczenie się. Niektórzy wolą czegoś nie robić wcale, niż robić to słabo lub z błędami (w okresie nauki). Gdybyśmy mieli takie podejście do życia jako małe dzieci, nigdy nie nauczylibyśmy się chodzić…

Możnaby zapytać, to po co mi coach skoro i tak większość pracy muszę wykonać sam? Czasami właśnie po to, aby to zrozumieć. Czasem, by znaleźć w tym sens. Czasem, by się zaangażować. Czasem, by odkryć swoje silne strony, dzięki którym będzie można tę pracę wykonać. W zależności od potrzeb.