W poszukiwaniu sensu

0C1Ru5cITcS7OJ3l7pqUzw

Stwierdzenie, że doświadczeni menedżerowie w korporacjach są zajęci zakrawa na banał. Dedlajny, czelendże, konferencje, procesy, zespoły, ludzie…itd. Żeby się umówić szukają czasem terminów kilka miesięcy wprzód. Jaka jest szansa, że dobrowolnie wezmą na siebie więcej?

Okazuje się, że całkiem spora pod warunkiem, że będzie to coś, co odpowie na ich potrzebę, która nie jest w tej chwili zaspokojona. Jaką? – To już zależy od osoby, a czasem i od organizacji. Dla jednych jest to budowanie autorytetu, dla innych możliwość poznawania perspektywy innej osoby, dzielenia się wiedzą lub doświadczeniem, możliwość inspirowania i wpływania na rozwój innych osób, wreszcie okazja do dawania rad i sprzedawania swoich sposobów na zarządzanie i poruszanie się w korporacji.

Zaangażowanie w mentoring może zaspokoić wszystkie te (a także jeszcze inne) potrzeby.

Od dwóch lat wspieram bardzo dużą organizację z branży FMCG w rozwinięciu i prowadzeniu wewnętrznego programu mentoringowego. Przez program przewinęło się już ponad 100 uczestników i ponad 50 mentorów z najwyższych szczebli organizacji z zarządem włącznie.

Motywacje do uczestnictwa w programie są bardzo różne. Ze strony podopiecznych (ang. mentees) jest to zwykle potrzeba rozwoju, budowania pozycji w organizacji oraz możliwość bezpośredniego indywidualnego kontaktu z doświadczonym menedżerem w organizacji. A co z motywacją mentorów? Co tak naprawdę sprawia, że do swojego nabitego kalendarza upychają dodatkowo jedno albo i dwa spotkania w miesiącu, do którego jeszcze muszą się przygotować? Co sprawia, że wychodzą poza strefę swojego komfortu i z dobrze już poznanego obszaru zarządzania wypływają na niepewne jeszcze dla nich wody mentoringu?

Rozmawiając z doświadczonymi menedżerami pracującymi od wielu lat w korporacji obserwuję czasami pewne znużenie. Znużenie powtarzalnością. Zmieniają się stanowiska, ale w każdym miejscu są podobne wyzwania. Po kilku iteracjach wszystko traci urok nowości i świeżości. Nieustanna presja na wyniki nie pozwala często skupić się na jakości, dojść do sedna. Pojawia się wrażenie, że poruszamy się gdzieś na powierzchni, że załatwiamy pilne bieżące sprawy nie docierając do głębi, a nasza praca, nawet jeśli jest istotna, może być wykonana przez kogoś innego, bo nie jesteśmy niezastąpieni. Firma nie jest osobą, więc trudno mówić o osobistej relacji. Nie jest w stanie niczego odwzajemnić, docenić nas, czuć wdzięczność. To mogą tylko ludzie.

Mentoring pomaga znaleźć nam poczucie sensu poprzez kontakt z innymi osobami pracującymi w organizacji (lub poza nią w przypadku cross-mentoringu) na głębszym poziomie. Wymaga prawdziwego i szczerego zainteresowania drugą osobą jako człowiekiem. Nie jego ewentualnym wpływem na wynik, ale nim samym. Jego aspiracjami, obawami, lękami, nadziejami, radościami i frustracjami. Jest towarzyszeniem podopiecznym w ich wewnętrznej transformacji, a to jest coś bezcennego. Wszyscy coachowie, mentorzy, rodzice, nauczyciele i każdy kto w jakikolwiek sposób przyczynił się do rozwoju innej osoby, do przekroczenia przez nią progów lub ograniczeń, wie o czym mówię. To coś, co pozostaje na długo.

Zaangażowanie w mentoring jest szukaniem wpływu na rzeczywistość poza wyśrubowanymi wynikami biznesowymi, zakończonymi brawurowo projektami i dobrze naoliwionymi procesami. Jest szukaniem wpływu na ludzi, poszukiwaniem kontaktu z nimi, otarciem się o świat wartości, dylematów życiowych, obaw i nadziei innej osoby. Jest rozmową z sensem.