Czy nasze państwo zachęca do przedsiębiorczości? Pytanie w sumie retoryczne. Chociaż może przemawia przeze mnie zmęcznie po zakończeniu etapu składającego się z:
- kilkudziesięciu godzin wypełniania druczków, zbierania rekomendacji, listów intencyjnych i poręczeń
- kserowania dyplomów
- analizy SWOT
- szukania szczegółowych informacji i statystyk na temat rynku doradczo-szkoleniowego i coachingowego
- analizy konkurencji
- definiowania celu i potrzeby realizacji swojego przedsięwzięcia
- opisu swojej motywacji
- planów rozwoju działalności, której jeszcze nie założyłam
- opisu działalności głównej i pobocznej
- wyjaśnień dlaczego akurat to chcę robić
- opisu grup klientów, ich charakterystyki, sposobu pozyskania i utrzymania itd. itp.
Efekt – 51 kartek na których znajduje się wniosek oraz 30 załączników! (tak, tak – właśnie na zdjęciu), które z dumą złożę w Urzędzie Pracy i za około 30 dni dowiem się, czy wykonałam wystarczająco dobrą pracę, by otrzymać dofinansowanie do uruchomienia działalności.
Bardzo się cieszę, że nasze państwo tak dba o nasze pieniądze (aby nie dostał ich ktoś, kto je „zmarnuje”), tylko jak się to ma do wspierania? Zbieranie i wypełnianie tej dokumentacji to jak tor z przeszkodami, gdzie trzeba zachować maksymalną czujność, bo wystarczy drobne uchybienie (np. brak podpisu), by wniosek odrzucić z przyczyn formalno-administracyjnych. Może to już paranoja, ale zastanawiam się, czy niektóre informacje nie powtarzają się w dokumentach specjalnie, dla sprawdzenia, czy aby na pewno w każdym miejscu napiszemy to samo.
No i najlepsze na koniec – urzędnicy nie pomagają w wypełnianiu wniosków, ani nie doradzają. Oni nie są od tego! Chciałeś być przedsiębiorcą (i jeszcze skorzystać z dofinansowania) – radź sobie sam.