CRS w praktyce

IMG_2589

Dziś poruszę temat tabu. Każdy freelancer, czy to coach, czy trener, czy nawet firma szkoleniowa zapewne wie o czym mówię. Terminy płatności u naszych – najczęściej bardzo dużych klientów. Zwykle zależność jest prosta: im większy klient, tym dłuższy termin płatności.

Czasem nawet 120 dni, a więc tak długi, że po przetargu i realizacji usługi zdążycie zapomnieć o swojej należności. W sumie z logicznego punktu widzenia – zrozumiałe. Jeśli firma może za usługę zapłacić później, to czemu nie. Pomiędzy usługą a płatnością może spokojnie sobie obracać naszymi pieniędzmi, a że mały usługodawca czy dostawca może z tego powodu stracić płynność finansową… no cóż, „life is brutal”. I tą maksymą mogłabym w sumie zakończyć ten wpis, gdyby nie poczucie niespójności, które mnie od dawna męczy. Co otworzę jakąś korpo-stronę, to aż błyszczy od zapewnień jak wspaniale dana firma działa w zakresie CSRu (Corporate Social Responsibility). No to sprawdźmy, co też dokładnie oznacza ten CSR.

Aktualna definicja zawarta w normie PN-ISO 26 000 rzecze tako: CSR to „odpowiedzialność organizacji za wpływ jej decyzji i działań na społeczeństwo i środowisko zapewniana przez przejrzyste i etyczne postępowanie które:

  • przyczynia się do zrównoważonego rozwoju, w tym dobrobytu i zdrowia społeczeństwa;
  • uwzględnia oczekiwania interesariuszy;
  • jest zgodne z obowiązującym prawem i spójne z międzynarodowymi normami postępowania;
  • jest zintegrowane z działaniami organizacji i praktykowane w jej relacjach.”

Ano właśnie. Czy takie postępowanie firm z mniejszymi usługodawcami przyczynia się do ich zrównoważnego rozwoju i dobrobytu – na pewno nie. Czy uwzględnia ich oczekiwania (wszak są interesariuszami) – zdecydowanie nie. Czy jest zgodne z obowiązującym prawem – no cóż, zakładam, że niestety tak, bo wszakże firmy nie narażałyby się bez potrzeby na procesy czy kary. Chciałabym wierzyć, że to po prostu niedopatrzenie, a nie celowa akcja poprawiająca finanse firmy kosztem usługodawców i dostawców. Ale…jednak w to wątpię.

W tym momencie może pojawić się nie pozbawione sensu stwierdzenie: „jeśli ci nie odpowiada termin płatności, to nie podpisuj umowy z tą firmą i nie realizuj zamówienia”. Nie pozbawione sensu – tak, ale na pewno pozbawione praktycznego zmysłu i dbania o swoje wyniki finansowe. Bo co się stanie, jeśli odmówimy takiego warunku? Jeśli komuś bardzo zależy właśnie na nas, to być może stanie na głowie i załatwi w organizacji jakąś „wyjątkową ścieżkę” dla naszej usługi, którą będzie musiał zatwierdzić CFO, albo i CEO. Częściej jednak takie postawienie sprawy wykluczy nas z przetargu i usługę zrealizuje ktoś inny. Czy temu komuś nie zależy na szybszej płatności? Pewnie zależy, ale może jest w lepszej sytuacji finansowej i nie ma to aż takiego znaczenia, kiedy dostanie pieniądze. A może walczy o przetrwanie na rynku i za wszelką cenę chce to zlecenie? Tak czy inaczej, nasza odmowa nie wyedukuje organizacji, bo potrzebna byłaby solidarność całego szkoleniowo-coachingowego-konsultingowego środowiska. Czy to realne? Czy w takim razie warto dyskutować z klientem o terminach płatności czy potulnie się godzić na niekorzystne dla nas i niesprawiedliwe (powiedzmy to sobie szczerze) warunki? Jak myślicie? Porozmawiajmy. Może jest jakieś światełko w tunelu? Może właśnie jakiś CEO czyta teraz ten tekst i myśli… no faktycznie, to nie jest CSR-owe, zmienię to w mojej firmie. Czy jestem naiwna? 🙂